Rosyjska ruletka


Wspominek ciąg dalszy, przedstawiam Państwu „Rosyjską ruletkę”

Mówią, że śmierć wszystko kończy. W moim zawodzie jest to trochę bardziej skomplikowane. Nazywam sie Thomas Brown, jestem prywatnym detektywem. Jednak nie zleca mi się szukania zaginionych mężów czy żon. Moja praca jest bardziej… oryginalna. Pomagam policji rozwiązać pewne zagadki kryminalne. Mam w tym już ponad trzydziestoletnie doświadczenie. Mam też od dziesięciu lat żonę i od pięciu lat córkę, Lilith i Elise. Kocham je najbardziej na świecie i zabiłbym każdego drania, który podniósłby na nie rękę. Moja praca nie jest łatwa, przyjemna, czy nawet dobrze płatna. Zarabiam poniżej średniej, ręce śmierdzą mi talkiem z gumowych rękawiczek, w snach widzę same trupy, często dostaje listy z pogróżkami. Mimo wszystko kocham te pracę.

Wczoraj, późnym wieczorem usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem i niepewnie je uchyliłem. Zawsze tak robię, moja pewność siebie kończy się na zagadkach kryminalnych, ale mniejsza o to. Za drzwiami nie było nikogo. Jedyne co znalazłem to duża biała koperta z napisem w języku rosyjskim. Ktoś, albo pomylił adresy, albo czeka mnie długa podróż. Nie znam rosyjskiego więc miałem nadzieje, że to będzie ta pierwsza opcja.

Wszedłem do gabinetu, nożem otworzyłem kopertę. Było tam kilka zdjęć i tajemniczy list. Na szczęście po angielsku.

„Drogi Panie Brown!

Rząd Stanów Zjednoczonych jest bardzo zadowolony z pańskiej dotychczasowej pracy. Postanowiliśmy więc wysłać pana na teren ZSRR, aby zbadał pan pewien „wypadek”. Chodzi o naszego dyplomate Christophera Bright’a. Poleciał on do Moskwy, aby zaoferować Czernience warunki porozumienia. Wiemy, że Rosjanie mają broń nuklearną, my też ją mamy, wojna zakończyłaby się katastrofą geologiczną.

Jutro o godzinie 10:50 ma pan samolot lecący do Moskwy. Stamtąd pojedzie pan na miejsce zbrodni, daleko na północ.

Nie wiemy jak nasz dyplomata tam się znalazł. Wyjaśnienie tej sprawy jest tam pana priorytetem, musi pan to wykonać za wszelką cenę.

Jeszcze kilka informacji o tamtejszych rejonach. Rosjanie nie ufają nam więc na ich wsparcie raczej nie może pan liczyć. W okolicy jest kilku naszych zaufanych agentów, skontaktują się z panem najszybciej jak to będzie możliwe, do tego czasu lepiej, żeby pan się nie wychylał. ZSRR jest zajęte wewnętrznymi problemami. Polacy zaczynają strajki i inne narody nie pozostają obojętne. Niezniszczalny komunizm zaczyna się kruszyć. Czernienko dobrze o tym wie, dlatego powinien przyjąć nasze warunki. Wątpie więc, że śmierć naszego człowieka to sprawa rządu.

Proszę nikogo nie informować o pańskim wyjeździe. Od tej pory znany jest pan jako Ivan Urbanow. Nie ma pan żony, dzieci. Jest pan zbliżającym się do emerytury wykładowcą historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Niech pan to zapamięta.

Zaraz po przczytaniu tego listu proszę go spalić.

Liczę na to, że opowieści o pańskiej punktualności są prawdziwę.

George Pratt Shultz Sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych Ameryki.”

-Kochanie, kolacja! – głos Lilith, spokojny, czuły i taki, przy którym czułem się tak cholernie bezpieczny. Jak miałbym je zostawić? Z drugiej strony jednak zostawię je na dłużej jeśli nie polecę jutro tym samolotem. Potraktują mnie jako dezertera i wsadzą na kilka lat.

Siedliśmy we trójkę do kolacji. Była jedna zasada nie rozmawiamy o polityce i mojej pracy. Żona myśli, że jestem zwykłym detektywem. Natomiast ja zajmuje się czym innym. Nie pracuję tylko dla policji. Pracuję dla wszystkich. Pracuję dla bogatych. Teraz możecie myśleć, że jestem przekupny. To nieprawda. Zawsze zawieram tylko prawdę w swoich raportach. Dwa razy nawet moi pracodawcy poszli przez to siedzieć.

Wiem co czeka mnie w czerwonej strefie, tam wojna nigdy się nie skończyła. Dlaczego MNIE tam wysyłają? Nigdy nie byłem w ZSRR. Nawet o tym za dużo nie czytałem, a słyszałem tyle co inni. Mnóstwo jest amerykańskich śledczych z paszportem rosyjskim.

-Kochanie! Ktoś do ciebie! – usłyszałem głos żony dobiegający z korytarza, chwilę po tym jak otworzyła drzwi. Poszedłem zobaczyć kto to.

Mężczyzna miał czarny płaszcz, czarny kapelusz, kilkudniowy zarost i wyglądał na kogoś kto jest dość mocno związany z ZSRR. Mogło to oznaczać dwie rzeczy, albo rosyjskie służby wywiadowcze są jeszcze lepsze niż się mówi, albo jest to mój partner. Nie wiem co bym wolał. Zawsze pracuję sam. Lubię być zdany tylko na siebie. Łatwiej jest wtedy przewidzieć błędy i ruchy przeciwnika.

-John Smith. – powiedział wyciągając do mnie rękę, mówił z wschodnim akcentem – Co by pan powiedział na krótki spacer. – cóż powiedział to w taki sposób jakby od mojej odpowiedzi zależało moje życie. Uświadomiłem sobie w tej chwili jedną rzecz. Ani USA, ani ZSRR nie będzie się ze mną cackać jak coś schrzanię.

-Dobrze, niech pan zaczeka chwilę. Kochanie! Wychodzę! Wrócę niedługo! – krzyknąłem łapiąc szybko płaszcz i zamykając drzwi.

Wyszliśmy na ulice. Nowy York jest piękny nocą, jednak to nie to o tym będzie nasza rozmowa. Zwykle na przygotowanie takiego dialogu miałem tydzień. Mogłem w ten sposób przewidzieć każde zachowanie drugiej strony. Tutaj to on miał przewagę.

-A więc panie Brown został pan zatrudniony przez amerykański rząd? – mężczyzna zatrzymał się i zapalił zgrabnie papierosa.

-Nie wiem skąd ma pan takie informacje. Musi pan jednak wiedzieć, że rząd cały czas nas obserwuje. Jeśli bym panu…

-Dokładnie. Cały czas jesteśmy obserwowani. Widzi pan? O tam! W oknie tego wierzowca, tylko niech się pan tam nie odwraca. – miejsce pobytu obserwatora pokazał mi ledwo dostrzegalnym ruchem głowy – Pali pan? – powiedział przystawiając mi paczkę Malboro pod sam nos.

-Tak. Dziękuję. Mógłby pan? – bez słów wyjął zapalniczkę, zapalił i podsunął ją w moim kierunku -Jest pan Rosjaninem, Ukraińcem?

-Czy to ważne? Jeśli to tak pana interesuje to jestem Amerykaninem polskiego pochodzenia, mój ojciec był Polakiem, a matka Rosjanką. Właśnie przez matkę gdy dorastałem wołali na mnie Ivanowicz. Teraz jest to mój kryptonim.

-No dobrze. Wiem kim pan jest, ale co pan tu robi? Wiem, że wy Polacy jesteście w stanie poświęcić wiele, ale nie wiem jak mógłbym wam pomóc.

-Musi pan udowodnić, że to Czernienko jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć tego waszego agenta.

-Nawet jeśli to zrobie, to co to da? Nie pociągniemy go do odpowiedzialności. Ciężko by było z jakimkolwiek Ruskiem, a co dopiero z nim?!

-Nie chodzi o to, żeby za to odpowiadał przed sądem. Musi to po prostu zostać nagłośnione. Ja postaram się włamać do rosyjskich rozgłośni i nadać ten komunikat, dodatkowo wszystkie stacje w Polsce będą o tym trąbić godzinami. – Polak zaczynał się coraz bardziej ożywiać. Nie podobało mi się to, tym bardziej, że w oknie naprawdę stał jakiś facet w garniturze.

Rzuciłem peta na ziemię i przygasiłem butem.

-Zimny wieczór dzisiaj. Czas na mnie. Niech pan pamięta. Czernienko nie jest idiotą. Dobrej nocy. – odszedłem nie słuchając jego wrzasków

Gdy wróciłem do domu nadal przed oczami miałem twarz mojego gościa. Nie mogłem jednak za bardzo angażować się w inne cele. Dowiem się kto zabił i powiem to Shultzowi. Niby nic prostszego. Wszedłem do sypialni. Lilith już spała. Mam nadzieje, że mi też uda się jakoś usnąć.

Wstałem o 8 rano, do lotniska miałem jakieś pół godziny przy zwykłych korkach. Żona i córka jeszcze spały. Miały do tego prawo, była sobota. Jeśli dobrze pójdzie to wyjdę przed tym jak się obudzą. Muszę tylko szybko przygotować jakiś liścik, który zostawię na stole w kuchni. „Kochanie! Muszę pilnie wyjechać na kilka dni. Trzymajcie się! Kocham Was! Thomas!”

Kiedy uporałem się z listem, śniadaniem i prysznicem była już 9:30. Musiałem zacząć się zbierać. Zabrałem z sypialni walizkę. Nałożyłem płaszcz i nowe buty i wyszedłem jak gdyby nigdy nic. Droga po schodach była zadziwiająco długa, cały czas przed oczami miałem twarze Lilith i Elise. Widziałem jak ludzie w czarnych marynarkach i ciemnych okularach zabierają je z domu. Widziałem jak jeden z nich pisze na stole kartkę z napisem „Gdybyś wykonał zadanie, one by żyły”. Jadę tam tylko dla nich. Nie liczę na laury. Chcę chronić tych, których kocham i tych, dla których to wszystko robię.

Kiedy dojechałem na lotnisko siły ochrony zapewniły mi szybki transport na pokład samolotu. Zająłem wyznaczone dla mnie miejsce. Szef ochrony kazał mi zajrzeć pod siedzenie kiedy będziemy przelatywać nad Anglią, nie wcześniej. Przytaknąłem i zapiąłem pasy. Czekałem aż ktoś wejdzie na pokład, doczekałem się trzech osób. Znajomego Polaka, jakiegoś Rosjanina i jeszcze jednego Amerykanina. To dziwne, że jest nas tylko tylu. Chociaż to przecież akcja rządowa. Tu wszystko będzie dziwne. Po chwili usłyszałem krótki komunikat na temat zapięcia pasów i wyruszyliśmy.

Kiedy przelatywaliśmy nad Anglią wszyscy, zniknęli, oprócz Polaka, który spał przykryty swoim płaszczem. Sięgnąłem ręką pod swoje siedzenie. Znalazłem tam kopertę, bardzo podobną do tej, którą dostałem wczoraj. Otwórzyłem ją i połącztyłem zawartość na półce na jedzenie. Było tam kilka zdjęć. Czernienko. Jakieś pustkowie. Miejsce zbrodni. I nasz agent. Do tego znalazłem w kopercie krótka wiadomość.

„Jeżeli Czernienko, albo ktoś inny z władzy miał coś wspólnego z morderstwem i dowiedzą się, że coś węszysz zabiją cię, albo przesłuchają i zabiją. Tak czy inaczej będziesz potrzebował pomocy. Z lotniska odbierze cię Robert Jankins. To zaufany człowiek, który miał już do czynienia z rosyjskimi służbami bezpieczeństwa. Nie martw się również o swoją rodzinę. Dwóch naszych ludzi cały czas ją obserwuje.”

Tym razem bez podpisu. Nieważne kto to pisał. Mógł to pisać nawet sam prezydent. Nic mnie to nie obchodziło. Musiałem iśc do toalety. Podszedłem do umywalki, opłukałem twarz i spojrzałem w lustro. Moja praca i wiek zrobiły swoje. Ledwo dobiłem do pięćdziesiątki, a wyglądam już jak poczciwy spracowany staruszek. Siwizna coraz bardziej zakrywała moje jeszcze nie tak dawno temu czarne włosy. Twarz miała na sobie mnóstwo zmarszczek i kilka blizn. Oczy, jedyna część twarzy, a może nawet i ciała, która nie uległa degradacji. Nadal niebieskie, nadal „pełne czułości” co do znudzenia powtarza mi żona i nadal tak smutne. Zawsze byłem typem melancholika, potem doszła praca z trupami co nie napawa do życia zbyt wielkim optymizmem. Jedyne moje dwa szczęścia to Lilith i Elise. Właśnie teraz zdałem sobie sprawę jak muszą wyglądać nasze wspólne spacery. Przecież Lilith mogłaby być moją córką. Trzydziesto-czteroletnia blondynka. Artystka. Gra na skrzypcach, fortepianie i saksofonie. Poznałem ją gdy kończyła kurs fortepianu. Jeszcze przed naszym ślubem wzięła się za saksofon. „Zawsze fascynował mnie blues, wiesz?” Wiem. Pamiętam ten jej słodki wyraz twarzy jak to mówiła, a przecież powiedziała to tylko raz. Była od samego początku świetna. Improwizowała już po kilku lekcjach. Mogłaby zarabiać grając. Poradziłaby sobie beze mnie, a ja bez niej? Chyba nie. Skrzypcami zajęła się dwa miesiące po naszym ślubie. Znam te historie na temat początków nauki gry na tym instrumencie. Lilith obalała wszystkie mity. Byłem przy tym jak wydobywała pierwsze dźwięki z tego intrumentu. Zero fałszu. Teraz jest świetną fortepianistką, saksofonistką i skrzypaczką, a w jej głowie na pewno kotłuje się następny pomysł, którym podzieli się ze mną jak tylko wrócę. O ilę wrócę…

Po godzinie wylądowaliśmy. Pokierowali nami na lotnisko. Odebrałem walizkę i zaraz po tym podszedł do mnie Wysoki blondyn, o jasnej karnacji. Idealnie ogolony. W rozpiętej czarnej marynarce, pod którą miał białą koszulę.

-Robert Jankins miło mi poznać. Czeka nas długa podróż. – powiedział szybko i wyrwał mi walizkę z ręki.

Zabrał mnie do czarnej terenówki. Nie wiedziałem gdzie jedziemy, miałem tylko nadzieje, że to wszystko szybko się zakończy.

-Słyszałem o panu same dobre rzeczy. Podobno nie było sprawy, której by pan nie rozwiązał. – dopytywał się Jankins.

-Tak się złożyło. Wie pan, w mojej pracy liczą się dwie rzeczy, dobre oko i fart. Jakby nie to drugie nie zrobiłbym niczego.

-Kiedy ostatnio pan pracował?

-Trzy miesiące temu. Sprawa zabójstwa Elisabeth Grings. Paskudna sprawa. Mnóstwo krwi, mało dowodów.

-Kto zabił? – czułem jak coś się we mnie gotuje. Nie przywykłem do takich pytań.

-Niech pan zgadnie. Trójka podejrzanych, listonosz, kochanka, która chce zagarnąć wszystko dla siebie i mąż, który wraz z kochanką uknuł spisek.

-Kochank…Nie! Mąż! – duma w jego głosie była taka jakby przed chwilą odkrył zagadkę swojego życia.

-Najstarsza córka. Myślała, że to matka ma romans. Chciała, aby ojciec był szczęśliwy. Kiedy po wszystkim dowiedziała się prawdy podcięła sobie żyły. Gdy policja wyważyła drzwi było za późno.

Jego milczenie sugerowało, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Liczył pewnie na to, że wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie w małym miasteczku na zachodnim wybrzeżu. Życie jest bardziej pochrzanione niż mu się wydaje. Chociaż zachowuje swój ład. Są trzy główne przyczyny morderstw, pieniądze, zazdrość, chciwość. W tym przypadku, do którego jadę, dochodzi władza i strach. Mimo mojej pewności siebie nie mam pojęcia co spotkam tam, na mroźnej Syberii. Kraina ta owiana jest legendą. Podobno kto raz tu trafia, nie wydostaje się nigdy.

Dotarliśmy na miejce. Mały lasek. Wszystko wydaje się takie naturalne. Nie ma taśm, policji, czy zakazu wejścia na teren. Wchodzimy. Ciało pozostawiono na pastwę robactwa. Jeśli to Czernienko, to Ameryka powinna teraz trząść się ze strachu jak dziecko w burzową noc. Jeśli to mafia, to ja powinienem stąd wyjechać i nigdy nie powrócić. Tylko te dwa tropy wchodzą w grę.

Podziękowałem Jankinsowi i kazałem mu jak najszybciej odjechać.

-Ale ja mam rozkazy! – krzyczał tak jakby od tego śledztwa zależało jego życię.

-Od kogo? Od rządu USA? Tutaj on nieobowiązuje.

-Oni mieli racje… – stwierdził urywając szybko zdanie.

Odjechał. Widziałem jak samochód powoli niknie za horyzontem. Do dzieła. Nałożyłem białe rękawiczki i ruszyłem w poszukiwaniu jakichś śladów. Wiedziałem, że ich tam nie ma. Wszystkie moje ruchy wykonywałem z teatralną przesadą. Czekałem na ruch mojego obserwatora. Miejsce zbrodni nie doprowadzi mnie do żadnych odpowiedzi.

Gdy zabrałem sfabrykowane dowody, zabrałem się w długą drogę do najbliższego miasteczka. Jankins mógł jednak zostawić ten samochód. Do miasta było jakieś siedem kilometrów. Jednak w takich warunkach. Wolę o tym nie myśleć. Nagle zauważyłem samochód. Zatrzymał się obok i kierowca krzyknął do mnie coś po rosyjsku.

-Peryeĭti!

-Nie znam rosyjskiego.

-Amerykanin? Znałem kiedyś pewnego Amerykanina! Wskakuj!

Cały czas coś mówił. Jak na te czasy świetnie mówił po angielsku, a raczej amerykańsku. Zdecydowanie po amerykańsku. Cały czas opowiadał o ZSRR i swoim przyjacielu z Ameryki. Tempo przeskakiwania z tematu na temat w obcym dla niego języku było niebywałe. Niektórzy nasi dyplomaci mają z tym problem. Dojechaliśmy na miejsce. Podziękowałem Gorkiemu i wysiadłem z samochodu. Nie miałem pojęcia jak się nazywa miejsce, do którego trafiłem. Gdy się rozglądałem podbiegł do mnie mały chłopiec i dał mi kartkę.

„Niech pan pójdzie prosto ulicą przed panem, po lewej stronie znajdzie pan hotel, proszę powiedzieć, że nazywa się pan Ivan Urbanow, może pan mówić po angielsku, proszę tylko nie próbować naśladować rosyjskiego akcentu.”

Kto to? Jankins? Nie możliwe. Odjechał w zupełnie innym kierunku. Nie mógłby zjawić się tu tak szybko. Nieważne, muszę zaryzykować. Z moim rosyjskim nic innego mi nie pozostaje. Chłopiec, który dał mi ten liścik nadal stał obok mnie. Zrozumiałem to. Dałem mu dziesięć dolarów i poszedłem w stronę hotelu. Gdy tam trafiłem, to miejsce wydało mi się rajem na tym pustkowiu. Podszedłem do recepcji i powiedziałem.

-Witam! Nazywam się Ivan Urbanow, kazano mi się tu zgłosić. – musiało to zabrzmieć sztucznie, ale recepcjonistka chyba nie za bardzo się tym przejeła. Zajęta była czytaniem swojej książki i piłowaniem paznokci.

W moim pokoju na łóżku leżala kolejna koperta tym razem czarna.

„Ma pan to skończyć! Ma pan wyjechać i nigdy nie wrócić! Jeśli kocha pan swoich bliskich proszę opuścić teren ZSRR panie Brown!”

Gdy przeczytałem swoje nazwisko serce mi stanęło. Koniec przykrywki, wiedzą kim jestem. Moich bliskich?! Mają Lilith i Elise?! Nie to niemożliwe. Ochrona cały czas je obserwuje.

Musiałem się uspokoić. Poszedłem do łazienki i przemyłem twarz zimną wodą. Moje odbicie w lustrze wyglądało jeszcze gorzej niż na pokładzie samolotu. Zmarszczki jakby głębsze, włosy jakby bardziej siwe i twarz, która wygląda jakby odpłynęła z niej cała krew. „Moje kochane dziewczynki, zabije każdego kto was tknie!”

Pukanie do drzwi przerwało moje rozpaczania. Był to Jankins.

-Masz próbki? – wypalił zaraz po wejściu.

-Nic tam nie znajdziemy, to albo mafia, albo rząd, tak czy inaczej nie będzie śladów.

-Więc po co tam tyle siedziałeś.

-Zrozum. Wiedziałem, że mam na sobie obserwatorów.

-Ale musimy to przepadać. Daj to co masz.

Jego głos stawał się strasznie szorstki. Wiedziałem, że nie chodzi o dojście do prawdy. Chodzi o pseudo dowody, które pozwolą zlikwidować bez problemów ludzi trudnych. A mówią, że wojna skończyła się w 1945.

-Zaraz muszę to wygrzebać z mojej torby. Jeśli coś znajdziecie, to dajcie mi cynk.

Zacząłem szukać w torbie kilku śladów z miejsca zbrodni. Nagle poczułem na plecach zimno pistoletu. Stary dobry colt.

-Proszę się pośpieszyć i nie odwracać dopóki nie wyjdę.

-Nie nazywa się pan Robert Jankins?

-A po co panu ta wiedza, zaraz pan zginie. To chyba nie dobra chwila na wymiane dan personalnych?

-Masz racje Fiodor, ktoś tu dzisiaj zginie. – głos zza drzwi wydał mi się dość znajomy – Ale to nie będzie pan Brown.

Kilka strzałów przerwało niezręczną ciszę. Fiodor padł na ziemie. Jego katem był Gorki.

-Witam panie Brown, dobrze pana widzieć całekgo i zdrowego. – powiedział to w taki sposób, jakby przyszedł do mnie na herbatę.

-Tak… Skąd pan wiedział? Zaraz… Kim pan właściwie jest?

-Jestem człowiekiem wynajętym przez rząd USA. Miałem odebrać pana z lotniska, ale ktoś mnie ubiegł. Nieważne. Mamy świadka. Ktoś widział jak mordowano naszego agenta. Jest tylko jeden problem. Siedzi w więzieniu 20km na zachód od nas. Mogę tam pana przewieść ale…

-Reszte będę musiał zrobić sam? – znałem odpowiedź. Ruskie więzienia. Co ja wiem o ruskich więzieniach. Nic.

-Tak, przykro mi, ale jedyną bronią jaką posiadamy jest mój luger i jego colt.
-To akurat żaden problem

-Jest problem, nasz świadek jutro popołudniu ma zostać stracony.

-Mam go uratować?

-Nie jest to celem misji.

-Tym lepiej. Jedziemy za dziesięć minut. Czekaj w samochodzie.

Wyszedł. Miałem chwile, żeby wszystko przemyśleć. Niby wszystko było jasne. Mam niecałe dwa magazynki do dwóch pistoletów. Nie mam żadnych planów tego więzienia i jedyne co wiem to, to że świadek czeka na egzekucje. Gdybym miał ze sobą moich ludzi i dwadzieścia lat mniej byłoby to do wykonania. Kilka granatów z gazem i jakoś by poszło. Teraz nie ma odwrotu, ten człowiek to nasza, to moja jedyna szansa. Muszę od niego wyciągnąć co się da i uciec. W dwie kabury na udach włożyłem colta i lugera. Pod kolanem umieściłem nóż w skórzanym pokrowcu. Przypomniałem sobie jak kiedyś szykowałem się do podobnych akcji. Była nas piątka. Martin, Lorens, Clara, Simon i ja. Potrafiliśmy włamać się wszędzie. Od szopy dziadka po szwajcarskie banki. Ale to było dwadzieścia lat temu.

Kilka minut później byłem na dole. Wszedłem do samochodu. Dałem sygnał Gorkiemu, żeby wystartował i ruszyliśmy. Miałem dziwne przeczucie odnośnie tej misji. To nie był jednak czas na przeczucia. Musiałem się skupić.

-Przy więzieniu jest tunel. Dostaniesz się nim gdzieś w okolice celi, w której znajduje się Andrzej Tyczka. Polski robotnik, członek Solidarności.

-Co to jest ta Solidarność, głośno o niej na cały świat.

-Grupka Polaków próbuje obalić komunę.

-Marzyciele.

-Może i tak. Jedno jest pewne rosną w siłę. I mają mocnego sprzymierzeńca.

-Papież? – zapytałem, choć znałem odpowiedź. Jego umiejętności zjednywania sobie ludzi są niebywałe. Komuniści nienawidzą go chyba nawet bardziej niż nas.

-Dokładnie. Myślę, że niezniszczalny ustrój się chwieje. Jeśli mają uderzyć to teraz.

Może i ma racje. Jeśli uda im się obalić komunę to co dalej.

Dotarliśmy na miejsce. Odnalazłem tunel. Ostatnie słowa Gorkiego zapadły mi w pamięci.

-Ale ja nie obiecuję, że w tunelu nikogo nie będzie.

Jasne Gorki. Mam mniej niż tuzin pocisków na całe więzienie, a ty mi mówisz, że ktoś może na mnie czekać w tunelu, który miałbyć nieużywany.

Wszedłem do tunelu. Szepty rosyjskich mundurowych, ode mnie jakies trzydzieści metrów. Wystarczy, że jeden się wychyli. Przechodziłem niemalże na klęczkach od jednej zasłony do drugiej. Zobaczyłem ich, trójka żołnierzy. Jeden przy jakichś skrzyniach i dwóch przy monitorach. Jeśli mi się uda zrobię to bez strzału. Wyciągnąłem nóż. Podcięcie gardła samotnemu strażnikowi nie było trudnością. Problemem było opuszczenie ciała bezszelestnie na ziemie i zabicie dwóch pozostałych. Gdybym tylko znalazł sposób na zlikwidowanie całej trójki jednocześnie.

Gdy tak siedziałem w ciemnym kącie zauważyłem zawór.

-Mam nadzieje, że jest naoliwiony i nie będzie za bardzo skrzypiał.

Podszedłem do zaworu i delikatnie go odkręciłem. Poczułem zapach gazu i szybko zakryłem twarz kurtką. Zobaczyłem, że jeden ze strażników zaczął szukać zapalniczki, aby odpalić papierosa. Miałem dwa wyjścia albo mogłem bardzo szybko zacząć biec, albo rzucić mu nóż w plecy. Wybrałem drugą opcję, rzuciłem i zanim wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, zaczął się dusić uwolnionym przeze mnie gazem. Zanim upadł usłyszałem pokaszliwania pozostałych strażników. Gdy już leżeli zabrałem im ak-74 i dodatkowe magazynki. Przerzuciłem sobie dwa karabiny na plecy i pewnym krokiem poszedłem na spotkanie przeznaczeniu.

Po jakichś trzystu metrach napotkałem drzwi. Kiedy tylko je otworzyłem usłyszałem alarm. Już myślałem, że czeka mnie walka z całą armią, jednak chodziło im tylko o gaz. Pobiegłem w kierunku, który wskazała mi intuicja. Mijałem cele. Byli tu wszyscy mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. Przyglądając się każdemu z nich uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia jak wygląda mój cel. W tej samej chwili naprzeciwko mnie stanęła trójka żołnierzy. Sprawnym ruchem chwyciłem kałasznikowa i strzeliłem serią. Dwóch już nie żyło. Trzeci próbował złapać za radio. Wycelowałem i puściłem kolejną serię po jego plecach.

-No dobra, teraz już wiedzą, że tu jestem. Czy jest tu gdzieś Andrzej Tyczka?! – krzyczałem licząc na cud.

-Tutaj. Czego ode mnie chcesz? – głos człowieka umierającego, albo mocno przybitego.

-Masz informacje, które mogą mi się przydać.

-Tak. Jednak podzielę się nimi dopiero na zewnątrz.

-Tego nie było w umowie. No dobra. Możesz chodzić?

-Tak. Jest jeszcze jedna sprawa. Na końcu tego korytarza znajduje się oficer odpowiedzialny za śmierć waszego agenta. Zabij go, a podzielę się z tobą moją wiedzą.

Dałem mu lugera i kroczyłem dalej. Kilka metrów przed biurem zatrzymała mnie piątka żołnierzy. Kałasznikowy cieły powietrze do chwili gdy wszystkim skończyła się amunicja. Wykorzystałem te sekundy. Wyjąłem dwa karabiny i strzeliłaem seriami od ściany do ściany. Dopiero, gdy wszyscy padli dotarło do mnie, że zrobiłem coś co nie udawało mi się nawet za młodu. Przeładowałem broń i skierowałem się w kierunku drzwi. Otworzyłem je.

Moim oczom ukazała się kobieta w ciasnym mundurze i w berecie z czerwoną gwiazdą. Była piękną blondynką o niebieskich oczach. Gdyby nie ten strój wyglądałaby jak anioł.

-Pan Thomas Brown jeśli się nie mylę. – głos nie pasował do reszty. Był oschły, skrywał w sobie coś niebezpiecznego. – Jestem major Sasha Ilijanow.

-Nie interesuje mnie to. Dlaczego kazałaś zlikwidować naszego dyplomatę?

Zaśmiała się i wyciągnęła spod biurka malutki pistolet.

-Nie pana interes, panie Brown. Niech pan tu podejdzie. – wskazała miejsce za wielkim drewnianym biurkiem, za którym stała.

Na ziemii leżały Lilith i Elise. Obie wyglądały jakby spały. Jedyną cechą, która zdradzała prawdziwy stan rzeczy była dziura w czaszcze identyczna u obu moich dziewczynek.

-Ty suko! – próbowałem podnieść w górę karabin, ale nagle moją rękę przebił pocisk.

-Wiesz. Liczyłam na to, że będziesz węszyć jakiś tydzień. Ty natomiast dwa dni temu przyleciałeś do ZSRR i już dotarłeś do mnie. Jesteś lepszy niż mawiają. Ciekawe czy twoja żona wiedziała, że za pracą detektywa kryje się jeszcze agent do zadań specjalnych. Ile razy po ślubie włamywałeś się z kolegami do jakiegoś banku? Ilu ludzi zabiłeś?

-Żadnego! Skończyłem z tym! Dla nich! Tak bardzo chciałaś to wiedzieć? Po co?

-Chciałam porozmawiać zanim cię zastrzelę.

-Andrzej! Biegnij tunelem na powierzchnie przekaż informacje człowiekowi, który będzie tam czekał! – zaraz po wykrzyczeniu tego dostałem kolejną kulkę. Tym razem w piętę. Upadłem na kolana.

-Masz takie doświadczenie, a nie przewidziałeś tego? Nie wierzę.

Wyciągnąłem niepostrzeżenie colta z kabury na udzie. Wymierzyłem w idealne ciało pani major.

-A ty nie przewidziałaś tego? Nie wierzę.

Strzał!

Sasha osunęła się na ziemie. Jeszcze żyła. Zwijała się z bólu. Teraz była taka niewinna, taka słaba. Nie pozostało z niej nic co jeszcze przed sekundą widziałem. Nie dobiłem jej. Wyszedłem z biura kulejąc. Krople krwi spadały na podłogę. Nagle okropny ból przebił moje plecy, zahaczył nawet o serce i płuco. Upadłem. Wymacałem ranę. Kula przeszła na wylot. Zostały mi minuty. Zobaczyłem jak piękna kobieta klęka obok mnie i zaczyna płakać. Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba, która przed chwilą zabiła mnie, a wcześniej moją żonę i córkę.

Wszystko ciemniało. Było strasznie zimno. Nagle ktoś mnie podniósł. Zobaczyłem twarz Gorkiego. Potem widziałem tylko przednie siedzenia w samochodzie.

-Trzymaj się Thomas. – powtarzał Gorki – wiemy kto to zrobił. To stary Czernienko. Zaraz po powrocie wyślę depeszę do USA. Jedziemy do szpitala. Trzymaj się Thomas.

Obudziłem się w szpitalu.

-W końcu się obudziłeś krzyknął mój partner. Myślałem, że cię nie wybudzą. Jak dojdziesz do siebie sam wyślesz wiadomość Shultzowi.

-Jak się pan czuje panie Urbanow? – do sali wszedł lekarz w długim białym fartuchu – A może raczej woli pan nazwisko Brown? – wyciągnął pistolet spod uniformu i strzelił. Najpierw do Gorkiego potem, z lekkim zawahaniem do mnie. Wszystko ucichło, ból ustał, łzy za stratą Lilith i Elise przestały płynąć. Chyba nawet w ciemności zobaczyłem ich twarze.

Dodaj komentarz